Dziś mam za sobą kolejną nockę spędzoną w szkole z kolejną ekipą radiowęzła, którym się opiekuję. Myślę, że w ostatnich 20 latach poprowadziłem takich i podobnych nocek z 50. Prawie rutyna jak dla mnie. Coś nowego dla większości tych uczniów. Wyczekiwanego przez pół roku. Wiem już, że będą o tym pamiętać przez lata. Większość szybko zapomni o programowaniu w Baltie czy właściwościach drewna liściastego, ale nie tę nockę.
Zajęcia, jak na noc radiowęzłową przystało, zaczęły się od spraw organizacyjnych – przypomnieliśmy sobie i zaktualizowali regulamin Szkolnego Radia „Wykrzykn!k”. Potem kilka godzin nauki obsługi sprzętu nagłaśniającego i oświetlenia sceny w auli. Kto uwierzy, że młodzież przyszła specjalnie o 21 w nocy do szkoły, aby móc przygotować się do prowadzenia nagłośnień imprez szkolnych czy audycji na przerwach? A oni autentycznie uczyli się. Poznawali sterowanie światłami DMX, składali przenośne zestawy nagłaśniające, uruchamiali pod presją czasu nagłośnienie w auli. A o północy niespodzianka dla mnie. O niej opowiem później.
Potem przygotowanie posiłku – smażymy naleśniki. Nowi radiowcy próbują sobie zaskarbić względy starej ekipy, mnie i drugiej nocnej opiekunki Agnieszki. No właśnie zapomniałem dodać, że było z nami 5 radiowców absolwentów, którzy przyszli pomagać i przy okazji przemycali wiele anegdot z poprzednich lat. Wracając do naleśników, wyszły jak wyszły, ale miały jedną zaletę: były wykonane własnoręcznie, więc smakować musiały.
Potem kilka konkurencji rozwijających lub sprawdzających logiczne myślenie i umiejętności radiowców. O trzeciej nad ranem… o dziwo jeszcze myślą. Gra terenowa na korytarzach całej szkoły. Emocji wiele , ale to jeszcze nie szczyt.
Szczytem emocji był rytuał chrztu radiowego. Oczekiwany od momentu zapisania się do radia i stania się kandydatem. Byli tacy co czekali na tą chwile ponad rok. Trzeba było poddać się i wykonać wyzwania, które w tym wydaniu do przyjemnych nie należały. Poskromić swój strach, wykazać się odwagą i determinacją. Nie będę się narażał na ataki obrońców bezstresowego wychowywania dzieci i ratowania ich godności, dlatego nie opiszę wszystkiego co się działo. Ważne, że nikt nie pękł. Wszyscy przeszli i zyskali dumę za swój charakter i prawdziwe poczucie przynależności do naszego radia. To z nimi zostanie i to będą wspominać.
I tak nagle okazało się, że już jest 7 rano. Noc za nami. Podziękowania. Pożegnania i zostaję sam. I teraz przychodzą do głosu moje refleksje. Jadę do domu, gdzie czeka dużo pracy, więc spać nie pójdę. To też cały dzień pracuję i rozmyślam. Przychodzi czas ewaluacji – tak to mądrze w szkole się nazywa.
Po pierwsze, mimo zmęczenia, jestem zadowolony. Znów udało się zrobić coś fajnego, dla fajnych dzieciaków. Oni też wychodzili zadowoleni. Ale ja muszę teraz odczekać kilka tygodni niepewności, czy gdy te dzieci się obudzą i opowiedzą rodzicom jak to musiały o 23 uczyć się w szkole, jak biegały nie całkiem dopilnowane po ciemku po szkolnych korytarzach, jak z zawiązanymi oczami poddawały się wyzwaniom itd., W końcu, jak ich rodzice zobaczą z niedomytymi narysowanymi wąsami, to czy nie pojawi się nawiedzony, walczący, zatroskany rodzic, przed którym będę się tłumaczył, a może i przed inkwizycją z kuratorium. Dziś to dla mnie realne zagrożenie, które biorę na klatę. Tylko po co?
Spędziłem w szkole 12 godzin, bo musiałem jeszcze kilka gadżetów przygotować. W czasie nocki nie ma czasu na szukanie czegoś, bo nuda zabiłaby wszystko. Czasu przygotowań w domu i na dodatkowych spotkaniach z młodzieżą nie policzę. Więc po tych 12 godzinach intensywnej pracy, do szkolnych statystyk mogę wpisać maksymalnie cztery za które mi zapłacą jako opiekunowi radia. Reszta to czyn społeczny.
Jako nauczyciel z prawie 30 letnim stażem i najwyższym stopniem zawodowym, dostanę swoją wypłatę. Po odliczeniu paru setek pożyczki (była niezbędna, aby móc sobie coś większego kupić) na moje konto wpłynie 3600 zł. Tak było w poprzednim miesiącu. Da się żyć!
I tak mam lepiej, niż początkujący nauczyciele, którzy przychodząc do szkoły od razu dostają podwyżkę, bo z karty zaszeregowania wynika, że mają mniejszą wypłatę niż wynosi płaca minimalna w Polsce. Warto być nauczycielem! Tylko po co?
Może dla szacunku? No nie, to było bardzo prowokacyjne zapytanie. Czy ktoś z czytających ten tekst zna jeszcze kogoś kto uważa, że nauczyciele zasługują na szacunek dzieci czy rodziców? Jeżeli znacie to zróbcie mu zdjęcie – kiedyś będzie w cenie, bo to będzie zdjęcie osobnika wymierającego już gatunku. Dziś każdy uważa się za eksperta i podważa wszystko co mu się nie spodoba. Takie czasy. Acha, politykom nie róbcie zdjęć, bo oni myślą co mówią aby zyskać, a nie mówią co myślą, aby nie stracić. Generalnie szkołę mają gdzieś.
Zmęczenie narasta i nie mam siły szukać igły w stogu siana. Nie znam racjonalnego powodu, dla którego warto być nauczycielem. Znów wraca myśl, że logiczna byłaby rezygnacja z tej pracy. Od kilku lat kusi mnie zmiana zawodu.
I na skraju zmęczenia, po południu, przypominam sobie wczorajszą godzinę 23:59, gdy na aule, gdzie doskonaliliśmy nagłośnianie, weszła grupa moich radiowców niosąc mi tort ze świecami i śpiewając „sto lat”. Zimny ze mnie drań, ale wtedy serce się topiło i oczy pociły. Na szczęście byłem przygotowany i miałem Picolo-szampany, które miały być na uczczenie chrztu. Wyszło ekstra. Wiele mam do nich zastrzeżeń, ale w takich chwilach wiem, że są jeszcze cudowne dzieci w szkole, dla których warto tracić czas i siły. Na swój sposób kocham ich i to co robię. Nie na lekcjach – z tego się wyleczyłem, ale właśnie po lekcjach. W godzinach, za które szkoła nie ma pieniędzy aby mi zapłacić, a ja mimo to czuję, że warto. Te moje łobuziaki wiedzą jak mnie kupić! Też absolwenci, którzy czasem przypominają mi realizacje naszych szalonych pomysłów, pokazują co jest ważne w tej pracy. Nadal kontakt z dziećmi wygrywa.
Wiem dlaczego nadal jestem nauczycielem, mimo, że czasem kolejne zarządzenia władz oświatowych czy rozmowy z rodzicami uczniów, wyprowadzają mnie z równowagi i zacierają sens pracy. Wiem dlaczego prowadzę lekcje, siedzę czasem wiele godzin na dyskotekach, nockach w szkole, mimo, że szkoła nie ma takich pieniędzy, aby mi za moją prace godnie zapłacić. Zapłacić tak, abym chciał to robić za owe pieniądze. Ale równocześnie inne możliwości pracy, mimo, że czasem obiecują kilka razy większy dochód, nadal nie są w stanie mnie skłonić, abym z tego kontaktu z młodzieżą zrezygnował. Widać też oferują za małe pieniądze. Więc cóż, póki co życie toczy się dalej, a ja kładę się spać po przepracowanej całej nocce w szkole, potem całym dniu na swojej budowie. Jutro malutka imprezka urodzinowa i w poniedziałek czas do szkoły… Dobrej nocy…