Jesień tego roku, pod względem motocyklowym, kojarzyć będzie się mi ze wschodnią Słowacją i Sądecczyzną. Zaparkowałem na kilka tygodni w Żegiestowie, na końcu świata, robiąc z tej osady swój punkt wypadowy. W Żegiestowie, który od 1 wojny światowej, aż do upadku komuny, był cenionym uzdrowiskiem. Dziś mało, kto wie gdzie to jest, chociaż za sprawą prywatnego inwestora odradza się jak feniks z popiołów. Kolejno odbudowują się upadłe sanatoria i ośrodki wypoczynkowe.
Będąc tu, miałem możliwość spokojnego błąkania się motocyklem po miejscach godnych zobaczenia, aczkolwiek niezbyt zadeptywanych przez turystów. Robiłem sobie krótkie wyprawy po okolicy oraz na Słowacką stronę, z których to wycieczek można by ułożyć całkiem fajną propozycję dłuższej wyprawy.
Myśląc o propozycji wycieczki motocyklowej, wyjazd z Polski na Wschodnią Słowację zaproponowałbym jednak w okolicy Jeziora Czorsztyńskiego, gdyż tereny owego zalewu są niezwykle pięknie, a uroku dodają zamki w Czorsztynie i Niedzicy. Mając nieco więcej czasu polecam możliwość wypożyczenia sobie kajaka lub spływ Dunajcem. Koniecznie z polskimi flisakami, którzy w swoich strojach prezentują się o wiele okazalej niż ich konkurencja z zza rzeki, a i dogadać się łatwiej.
Po przejechaniu na Słowacką stronę koniecznie trzeba zajrzeć do Czerwonego Klasztoru (https://muzeumcervenyklastor.sk/). Niestety często był najeżdżany i grabiony, stąd dziś nie wygląda zbyt okazale. Jest nieco zaniedbany, ale czuć tutaj ponad 700 lat tradycji, gdy promieniował na cały region nie tylko wiarą, ale też podnosząc poziom kultury i wiedzy na tych terenach. Czuć tu jeszcze coś… Zapach będący efektem przywileju, jaki zakonnikom nadano w XIV wieku. Otóż przy klasztorze jest warzelnia piwa i możliwość jego spożycia. Niestety dla motocyklisty musiałoby się to wiązać z wykupieniem noclegu (co w okolicy jest jak najbardziej możliwe) lub zabraniem trunku w dalszą podróż.
Podobny dylemat nas czeka tuż przed miejscowością Lubovna, gdzie polecam zajrzeć do Parku Nestville (https://nestville.sk/pl/) słynącego nie tylko z warzenia piwa, ale też najlepszej, na wschód od Irlandii, Whisky. Jest tu możliwość degustacji owych trunków, są tu niesamowite steki, można też zwiedzić gorzelnie i nie tylko. Niestety ceny nie należą do niskich (a w tajemnicy zdradzę, że owa Whisky była tańsza w przygranicznych sklepikach, niż tu w firmowym sklepie – cóż każda firma ma swoją politykę sprzedaży).
Jeśli Wam głód będzie doskwierał, a chcecie nieco taniej zjeść, to około 2 km dalej w kierunku Lubovni, po lewej stronie, znajdziecie motozajazd u Franka (https://www.salasufranka.sk/ ). Fajny klimat i dobre jedzenie, na które trzeba niestety troszkę poczekać.
W końcu, z pełnym brzuchem można udać się do zamku Lubowna, który godny jest zobaczenia, ale na jego zwiedzenie musimy znaleźć 2 godziny czasu.
Samo miasteczko nie wiele ma do zaoferowania, więc po uzupełnieniu zapasów w Tesco radziłbym skierować się do przepięknych ruin zamku Spisz (https://snm-online.sk/spissky-hrad/ ) . Zabytek ten jest na liście UNESCO. To tylko 50 km, a zamek robi niezapomniane wrażenie. Ciągle trwają tu prace konserwatorskie, więc trzeba się nastawić, że nie w każde miejsce będzie można zajrzeć, ale i tak warto tu przyjechać.
A gdy już tu będziecie to zajrzyjcie też do Spiskiego Podgrodzia, bo jest tu miasteczko kościelne zwane Spiską Kapitułą z Katedrą Świętego Marcina. Jest to jeden z najcenniejszych słowackich obiektów sakralnych wpisanych na listę UNESCO. Tu można pomodlić się w ciszy, podziwiając to, co budowano i zachowało się przez prawie 800 lat. Obecnie Słowacy specjalnie pobożni nie są, stąd wiele zabytków sakralnych, wymaga dużego nakładu finansowego, aby ich przywrócić do dobrej kondycji. Może kiedyś…
Ze Spiszu mój motocykl powiózł mnie do miasta Preszów. Hmm, miasto z fajną starówką, ale żeby zachwycało, to nie powiem. Mając dużo czasu lub zamiar noclegu na Słowacji poleciłbym udać się nad zalew Velka Domasa. Po zachodniej stronie lepiej rozwinięta infrastruktura turystyczna, po wschodniej kilka miejsc nadających się do dzikiego biwakowania.
Po drodze można skusić się, aby zobaczyć jeziorko w byłym kamieniołomie o nazwie Horný Lom Skrabské, ale uwaga na nawigację, bo może poprowadzić dalej przez górską ścieżkę. Dla mojego motocykla i dla mnie był to hardcorowy przejazd, którego nie chciałbym drugi raz przezywać. Ale, co kto lubi. Nie jadąc nad ten zalew zaoszczędzicie jakieś 30-40 km, a stracicie nieco pięknych widoków.
Na pewno będąc w tych terenach warto podjechać w okolice Svidnika. Jest tu skansen. Jest muzeum wojenne, z eksponatami w budynku i na otaczającej go łące. Tuż obok muzeum jest ogromny Pomnik Armii Radzieckiej – utrzymany w doskonałym stanie, zadbany jak mało co na Słowacji. Jego zwieńczeniem jest ustawiona na wysokości 35 metrów 3,5 metra wysoka gwiazda (https://slovakia.travel/pl/muzeum-wojskowe-i-pomnik-armii-radzieckiej-w-svidniku) .
Zdecydowanie Słowakom bliżej obecnie jest do wschodnich wartości niż do katolickich czasów. Świadczą o tym uszanowane pomniki Armii Czerwonej, jakie możemy spotkać w różnych miastach i zaniedbane, często zamknięte, kościoły.
Miłośnikom militariów polecam jeszcze podjechać do tzw. Doliny Śmierci, gdzie odrestaurowano pamiątki związane z Bitwą Dukielską. Była to bardzo krwawa bitwa, w której w 1944 zginęło około 200 tys. Słowaków, Rosjan, Niemców i Węgrów. Tu Słowacy walczyli po obu stronach zarówno wspierając Rosjan, jak i Niemców. Zabici leżą we wspólnych, masowych, mogiłach. Śmierć każdego tak samo otula i zrównuje. Myślę sobie, że do dziś Słowacy mają problemy z własną tożsamością. Są tu miasta z tabliczkami nazw miejscowości pisanymi alfabetem łacińskim i cyrylicą.
Kierując się w stronę Polski trafimy do kolejnego miejsca znajdującego się na liście UNESCO, do Bardiejowa, które jest pięknym przykładem ufortyfikowanego średniowiecznego miasta w tym rejonie Europy. Znajduje się tu również mała dzielnica żydowska wokół synagogi z XVIII wieku. Na rynku można zjeść smaczne i tanie lody w tradycyjnej kawiarni – doskonałe.
A jeżeli ktoś jest bardzo głodny to polecam Sabaraca Pub (https://sabaracapub.sabaraca.sk/ ) który z wyglądu zachęcający nie jest, ale jedzenie tu mają wyśmienite i do tego zacne porcje.
Bardiejow słynie też z podmiejskich term, które należą do najstarszych tego typu atrakcji.
Dalej do Polski kierujemy się w stronę Muszyny lub Krynicy. To niecałe 30 km i jesteśmy w Polsce.
Słowacja w rejonie, który tu opisałem jest krainą bardzo zróżnicowaną. Jest tu wiele warowni, wiele cerkwi, wiele atrakcji przyrodniczych. Opisana trasa liczy około 300 km. Chcąc ją tylko przejechać i zobaczyć wymienione punkty zajmie nam cały dzień. Chcąc poświęcić tym miejscom więcej serca i czasu musimy zaplanować dodatkowo nocleg. A mając dużo czasu, pewnie i cały tydzień byłoby co tutaj oglądać.
Po Polskiej stronie, będąc w Żegiestowie, oczywiście tez podróżowałem. Czasem motocyklem, czasem z moim nowym kolegą Jarkiem, jego samochodem. Cóż, o kilku miejscach musze Wam wspomnieć, bo nie miałbym spokoju.
Pewnie każdy, będąc w tych okolicach, chciałby odwiedzić Krynicę. Z racji, że część uzdrowiskową znałem, a i turystów tu taka masa, że trudno motocykl zaparkować, jakoś mnie nie ciagło tu. Chociaż mogę powiedzieć, że w tym roku owszem byłem w Krynicy, ale z Jarkiem samochodem i w zasadzie tylko na nie dalekiej Jaworzynie Krynickiej, gdzie wyjeżdża się wyciągiem, aby na szczycie pozachwycać się pięknymi widokami naszych gór i dolin.
O wiele przyjemniej niż Krynica zaprezentowała się Muszyna, w której jest niedawno odnowiona warownia na pobliskim wzgórzu, spokojny ryneczek, a dla lubiących spacery na przykład dwa ogrody: biblijny i sensoryczny. W biblijnym w ciekawy sposób zobrazowano fragmenty Pisma Świętego, a sensoryczny oddziaływują pobudzająco na nasze zmysły.
Kierując się z Żegiestowa w stronę Starego Sącza zboczyłem do Łomnicy Zdroju gdzie odnalazłem dwa wodospady, a przy mniejszym z nich źródła wody mineralnej. Tu można zażyć zdrowia nie ze sklepowej butelki – a naukowcy zbadali, że woda jest ekstra klasy.
Odwiedziłem też pijalnie wód mineralnych w Piwnicznej Zdroju – tylko, że tu jest to typowy budynek z komercją.
W Piwnicznej polecam odwiedzenie ogrodu przy parafialnego, w którym można usiąść obok Jana Pawła II i oddać się modlitwie lub rozmyślaniu. Na przykład do chwili aż człowiek zgłodnieje.
Mnie mój głodny żołądek zaprowadził do restauracji „Sobieska”, w której z czystym sumieniem polecam pizze i regionalne potrawy. Tanio i smacznie.
Jest w okolicy też zamek, dokładnie w Rytrze, z którego można popatrzeć na cała dolinę. A jeżeli ten widok komuś nie wystarcza lub tak jak ja ma się dużo czasu wolnego, to warto też podjechać pod punkt widokowy „Ślimak” w Woli Kroguleckiej. Byłem i zażywałem tam spokoju i piękna przyrody.
A w Starym Sączu też czeka na nas wiele miejsc wartych zobaczenia. Oczywiście byłem w Klasztorze Klarysek, który ufundowała święta Kinga w 1280 roku, aby ostatecznie, po śmierci męża tam zamieszkać, jako mniszka. Lubię modlić się w miejscach, gdzie podobnie czyniono przez setki lat. Człowiek czuje się wtedy taki malutki i nic nieznaczący. A mimo to, każdy z ludzi, którzy tu byli przyczynili się, że ten klasztor nadal istnieje. Tyle lat. Był też spacer po rynku i obiadek w takiej sobie jadłodajni, bo z racji na beznadziejną obsługę restauracją tego nie nazwę. Drugi raz już nie wejdę do pizzerni „Nowe Bertolini”.
Humor poprawił mi dopiero spacer po „Bobrowisku” i spotkanie przy kawie z moim koleżeństwem motocyklowym, które właśnie też zwiedzało okolice.
Tereny doliny Popradu są całkiem fajne. Warto to przyjechać, aby troszkę pobyć i pozwiedzać. Czasem dla poprawy swojej kondycji zdrowotnej, czy chociażby dla odpoczynku. Byłem, zobaczyłem, polecam.