Tym razem zachodnia strona Polski – krótkie sprawozdanie
Kiedy? – od 30 czerwca do 10 lipca 2020 roku
Gdzie? – zachodnia połowa Polski
Kto? – ekipa pielgrzymkowa „SKAWINA”
Jak? – motocyklem
Warto było? OJ! TAK!!!
Od pięciu lat wiosna dla mnie to czas oczekiwania na kolejną przygodę motocyklową, z zarazem na chwile, aby zło, jakie we mnie siedzi, schowa się głęboko, dając mi szansę na bliższe obcowanie z Bogiem. To znaczy Bóg bezpośrednio nie zawraca sobie mną głowy i nie objawia mi się, ale dał mi Anioła Stróża, który odwala kawał dobrej roboty i cudownych ludzi – takich ziemskich wysłanników do wspólnej modlitwy i zwiedzania. Możecie mi wierzyć albo i nie, ale nie trzeba widzieć czy dotykać Boga, aby go poczuć. Wystarczy popatrzeć na piękny świat, na dobrych ludzi i dać sobie czas na zadumę. Podróż motocyklem daje taką możliwość, jak mało co. I wtedy mniej istotne jest zło, jakie też na tym świecie istnieje. Nie przeszkadzają mi źli ludzie, źli księża, wojujący ateiści czy inni zgubieni buntownicy. Ich sumienia to ich i Boga sprawa. Ja jadę i proszę Boga o wybaczenie mi tego co moje sumienie niepokoi. Szukam spokoju i go w jakimś stopniu dostaję. Cudowny to czas.
A modlimy się w różnych miejscach, w różnym otoczeniu, z różnymi osobami. Odwiedzamy cudowne świątynie – świadectwa wiary naszych przodków. Ale nie one są najważniejsze, bo Bóg do nas przychodzi też na Msze Św. do pokoików, na leśne polany, do kampingów. Tak, wiem, wielu teraz użala się nad moją głupotą i ciemnogrodem. A mi żal tych nowocześnie światłych ludzi, co to wszystko odrzucają i nie przeżyją takich chwil.
W tym roku COVID zamknął nam możliwość tradycyjnej zagranicznej pielgrzymki motocyklowej, więc zdecydowaliśmy się na wspólne odkrywanie zachodniej połowy Polski. Podróż zaczęliśmy od przyjazdu do Doliny Kłodzkiej, która wciągnęła nas na 3 dni. Piękne tereny, fajne górskie drogi, wiele zamków, zabytkowych kościołów i tajemniczych pozostałości z dawnych czasów. A chyba najbardziej tajemnicze to te, które w tym terenie budowano w związku z wojnami. Warownie z czasów napoleońskich, hitlerowskie podziemia. Jest co zwiedzać i odkrywać. Krajobrazy prima sort.
Tak podróżując, w mojej głowie pojawiają się pytania: dlaczego ludzie potrafią włożyć tyle wysiłku w zbrojenia? Dlaczego od zawsze dążyli do wojen? Dlaczego człowiek próbuje podporządkować sobie innych? Czy za nasz bezwzględny pęd do władzy i majątku też odpowiada Pan Bóg? Fajnie byłoby móc na niego zrzucić odpowiedzialność za świństwa jakie ludzkość popełnia – bo przecież mógł nam przeszkodzić. Mógł powstrzymać hitlerowców. Może i nam współczesnym zesłać coś dla opamiętania – np. wiaruska…
Z Dolnego Śląska udaliśmy się do Ziemi Lubuskiej, w teren zdecydowanie odmienny. Tu na naszej trasie były głownie lasy i jeziora. Bazy noclegowej nad jeziorem, w okolicy Zielonej Góry, nie będę polecał, bo jeszcze kilka lat zajmie nim osiągną akceptowalny poziom infrastruktury. Ale za to pływanie na łódkach było rewelacyjną odmianą, która osłodziła nam ten deszczowy dzień.
W Świebodzinie przydrożny Chrystus stał i patrzył w stronę przepięknego miasteczka Łagowa położonego na przesmyku pomiędzy dwoma jeziorami. Tu warto przyjechać, wspiąć się na zamkową wierzę lub chociażby popływać w czystym jeziorku. Niezwykle urokliwe miejsce.
Kolejne miejsce na mapie, którego nie można ominąć gdy jest się w pobliżu, to Borne Sulinowo. Miasteczko, które jeszcze 30 lat temu było rosyjską bazą wojskową. Tu stacjonowali zdobywcy świata – światli komuniści. Po ich wycofaniu się popadło w ruinę i jako takie stało się atrakcją turystyczną. Wprowadzili się tu Polacy i miasto rozpoczęło powoli nowe życie. Niestety im szybciej odbudowują się zgliszcza, tym mniej widać pamiątek z czasów minionej epoki. Z czasów, gdy owi towarzysze tu mieszkający myśleli, że są wszechwładni i „hulaj duszo piekła nie ma”. Spieszcie się tam zawitać, bo szybko znika niezwykły klimat tego miejsca.
Dalej jedziemy na Kaszuby. Obowiązkowa wizyta w Pelplinie, ale bazę zakładamy na kampingu nad jeziorem Kłodno obok Chmielna.
Kolejnego dnia nasza grupa jedzie nad morze, a ja kręcę się sam po Kaszubach. Bałtyk znam, a Kaszuby to dla mnie prawdziwa gratka. Oj, pięknie tu!
Są tu też miejsca, które można zobaczyć chyba tylko w Polsce. Na przykład prywatny zamek w Łapalicach, który jest samowolą budowlaną i zarazem jedną z większych atrakcji turystycznych. Bo gdzie jeszcze można przyjechać i zaparkować na płatnym gminnym parkingu zamkowym, iść ulicą Zamkową, aby nielegalnie pospacerować po terenie budowy zatrzymanej przed laty? Zwiedzać coś, co zgodnie z prawem budowlanym, powinno być rozebrane. Mam wrażenie , że tu prawo i bezprawie trzymają się za ręce.
Kolejny ważny punkt na naszej mapie to Malbork. Dalej kierunek Ostróda, w pobliżu której nocujemy. Następnego dnia jeszcze Stoczek Klasztorny, w którym swego czasu był więziony Kardynał Stefan Wyszyński. Zwiedzamy miejsce pokazujące, że nawet największe zło można dobrem zwyciężać. Że nie ludzka siła i przemoc, chociaż może tylu ludziom krzywdę zrobić, ostatecznie wygrywa.
Podejmuję decyzję, że dla mnie nadszedł już czas powrotu. To było nasze ostatnie, na tej wyprawie, wspólnie zwiedzone miejsce. Grupa jeszcze jedzie na Mazury, a ja samotnie kieruję się przez Grunwald do Łodzi. Wracam do domu.
Kilka godzin w deszczu powoduje, że niezwykle szczęśliwy ląduję na tapczanie w łódzkim Schronisku Młodzieżowym. Fajna miejscówka niedaleko sławnej ulicy Piotrowskiej. Niestety Covid skutecznie ograniczył liczbę ludzi skłonnych do imprezowania na mieście i główna turystyczna atrakcja tego miasta raczej jest pustawa. Na szczęście restauracje pracują 🙂
Błąkam się do późna po mieście i już zaczynam tęsknić za motocyklową ekipą. Zapewne zaliczyli już wieczorne piwko i grilla. Pewnie zasypiają. Oni jeszcze mają dla siebie kilka dni, a ja już kolejnego wieczora będę w Tychach.
Cóż, każdy wyjazd ma swój początek i koniec. Wszystko co dobre szybko przemija. Wszystko złe też ma swój koniec. A to co najważniejsze zostaje w nas. Wspomnienia miejsc, ludzi, zdarzeń. Dotychczas zachwycałem się wschodem Polski, teraz dokładam do tego i zachód. Piękna ta nasza Polska i żal mi tych ludzi, którzy w zaślepieniu widzą tylko atrakcje zagranicznych kurortów. Dla których kasa i luksus znaczy tak wiele. Tak często nie dostrzegamy piękna tego co nam przekazali nasi dziadowie: wiarę, tradycje, piękno ojczystej ziemi. Tak często szukamy nowości i sprzedajemy się w imię walki z… no właśnie z czym? Odcinamy się od swoich korzeni, przeświadczeni o swojej mądrości. Mądrości dziecka, które nie słucha starszych, bo wydaje mu się, że wie lepiej.
Z takimi refleksjami wróciłem i czekam na kolejny rok. Czekam na koniec pandemii i kolejny wspólny wyjazd. Obyśmy wszyscy go doczekali.