Całe wakacje, czyli mój urlop, poświęcone na prace budowlane. Duży wysiłek, ale i radość wielka, bo wszystko powoli się domyka i już realnie widać koniec prac budowlanych. Powoli zaczynam rozglądać się za kupcem lub wynajmującym. To będzie następne wyzwanie. Ale wracając do budowy, od końca czerwca wyglądało to tak.
Wakacje rozpocząłem od dokończenia piwniczki. Wspólnie z synem zabudowaliśmy rury, które tam przechodzą, dokończyli kafelkowanie, pomalowaliśmy ściany i założyli drzwi. Acha jeszcze kilka dziur, aby była możliwa wentylacja grawitacyjna, bo jest szansa, że wtedy nie będzie wilgoci i brzydkich zapachów. Jest nadzieja, a życie zweryfikuje.
Piwniczka na wino dla bogatych, na piwo dla zwyczajnych facetów lub na przetwory dla starszej pani. W końcu nadal nie wiem, kto tu będzie gospodarował.
Ten maleńki domek pod oknem, przypominam, kryje kapsułę czasu z dnia, gdy położyłem pierwsze bloczki betonowe pod ściany fundamentowe. A było to w 9 lipca 2021 roku. Na prawo mamy kurek z wodą, która umożliwia zimą wypuszczenie wody z kurka znajdującego się na zachodniej ścianie budynku (aby nie zamarzał). Pomyślałem sobie, że może przydać się takie stanowisko na zewnątrz domu, chociażby po to, aby wiosną umyć sobie ręce po pracach w ogródku i nie brudzić w domu..
W lipcu ruszyły też prace związane z kafelkowaniem podłóg, w czym siłą fizyczną wspierali mnie: syn Grzegorz i szwagier Marcin. W garażu wymyśliłem sobie taki dosyć ciekawy sposób układania płytek, ciekawe czy Wam się spodoba. Płytki są drewnopodobne, bo zakładam, że gdyby ktoś na dole domu miał osobne mieszkanie, to tu urządzi sobie zapewne sypialnie, więc będzie przytulniej. No i znów „w tajemnicy” dodam, że już dawno pomyślałem, że z tego garażu może być też osobne minimieszkanie do wynajęcia z niezależnym wejściem. Są tu wyprowadzone media i z odrobiną kreatywnego zaparcia, może tu zamieszkać samotna osoba, a wynajem ułatwi finansowe utrzymanie całego domu. Cóż, czasy mogą być jeszcze trudniejsze i każda opcja może być cenna.
Siostra i mama, na bieżąco dbają, aby nieco czystości gościło na budowie. Bez nich, chyba byłoby już trudno się tu poruszać. A tak to jest miło, przynajmniej do czasu, aż znów naśmiecę.
Kolejne dwa tygodnie zajęły mi gładzie i malowanie oraz układanie płytek w wiatrołapie i salonie. Barwy delikatne i jasne, bo salon ma okna na wschód i północ, więc musi być jasne wnętrze. Przy okazji dziękuję sąsiadowi Marcinowi C. za cenne wskazówki odnośnie wykonywania gładzi gipsowych – jak ja nie lubię tego robić, chociaż teraz to już mniej!
Na większości podłóg parteru dałem płytki imitujące panele 120 cm długie i 20 cm szerokie z ciemną fugą. Zakładam, że mieszkańcy często będą korzystać z dwojga dużych drzwi tarasowych, więc utrzymanie czystości musi być łatwe i mało absorbujące gospodynię domową. Tak, wiem, że może ładniej wyglądałyby płytki kremowe z wysokim połyskiem, przypominające hotelowy luksus, ale troska o nie wymaga wielu zabiegów – tu kłopotów nie będzie. Wygoda użytkowanie to jeden z moich priorytetów przy doborze materiałów. Czy słusznie – czas pokaże.
W salonie dokończyłem też ścianę medialną, okładając ją dosyć ciekawymi płytkami betonowymi 3D. Zapewne kiedyś stanie tu telewizor, może też inny sprzęt audio-video, więc doprowadziłem antenę i przewód internetowy ze strychu. Ścianka przypomina mi swymi kolorami nieco Toscanie – ach gdyby nie te prace, w lipcu śmigałbym na motocyklu ze znajomymi po Italii… Ale za rok to już na pewno będzie luz.
Pojawiły się też punkty świetlne na suficie. Uff, wreszcie koniec z tymi przedłużkami i reflektorami. Jest coraz fajniej.
W miedzy czasie ruszyły też prace ze schodami. Wymyśliłem sobie kombinację drewna (stopnice i balustrady z dębu) i płytek gresowych imitujących beton. Ja położyłem płytki, a prace związane z drewnem wykonała firma z Makowa Podhalańskiego. Oj, ile mnie zdrowia kosztowało pilnowanie ich przy pracy, to tylko Bozia wie. Gdzie w dzisiejszych czasach są prawdziwi stolarze, znający się na sztuce pracy z drewnem? Jest to materiał znany człowiekowi od wieków. Ludzie robili bez maszyn wyroby, którymi zachwycamy się do dziś. Teraz wszystko umiera na rzecz zwyczajnych montażystów, którzy wierzą tylko w maszynki, wkręty i pianki montażowe. Ten zawód chyba już umiera, a szkoda.
No i ostatnie pomieszczenie to kuchnia, czyli dla gospodarstwa domowego centrum zarządzania. Ściany już były w większości ogarnięte, więc zostało zadbać o podłogę. Tutaj postawiłem na dominujący kolor biały, który daje poczucie czystości i elegancji. Przynajmniej mi tak się kojarzy. Na podłodze płytki 60x 60 cm, gres półpolerowany dający bardzo ciekawy efekt skórki od pomarańczy.
A, że łatwo się to układało, to utrudniłem sobie życie wkuwając w tynk cokoliki, też zrobione z płytek. Moim zdaniem ładniej wyglądają, gdy są wyrównane do lica ścian.
No i końcem sierpnia doszedłem do etapu wyposażenia kuchni. Korpusy szafek zamówiłem poprzez internet. Blaty dorobiłem sobie samodzielnie. Jest też wyposażenie w podstawowe urządzenia AGD takie jak piekarnik, płyta indukcyjna czy zmywarka – stawiam na Amicę i Samsunga, bo to u mnie w domu wypróbowane firmy. Czy jest ładnie? Sami oceńcie.
W wakacje jeszcze poprawki malarskie i montaż drzwi wewnętrznych na parterze i czuć już końcówkę prac.
Na strychu p. Włodek K. uruchomił rekuperację i zsynchronizował z zarządzaniem pieca C.O. Producent, firma Vaillant zapewnia, że sterowanie za pomocą zainstalowanych w salonach sterowników lub poprzez aplikację internetową będzie wygodne, a gospodarze dzięki rekuperacji zaoszczędzą wiele pieniążków z opału. Inwestycja nie jest tania, ale zdrowe, przefiltrowane, świeże powietrze w mieszkaniu i oszczędności finansowe to jest wartość dodana do tego domu, która będzie procentować przez lata.
Powoli ruszyły też prace na podwórku, ale to już plan na wrzesień, chociaż pierwszy grill na przyszłym tarasie już zaliczony. Liczę, że wrzesień będzie ostatnim miesiącem intensywnych prac.
We wrześniu zacznę szukać nowego właściciela na ten dom. Żal będzie go oddawać, bo wiele potu kosztował. Ale z synem doszliśmy do wniosku, że jednak ten pierwszy, w którym obecnie mieszkamy jest nam bliższy, chociażby przez zasiedzenie. Na szczędzicie mama Grzegorza nie zdążyła go zlicytować, wiec mamy wybór. Myśląc o nowym właścicielu, odkryłem nowy aspekt sprawy i problem. Ja nie tylko sprzedaje dom, ale równocześnie ogłaszam casting na mojego sąsiada. Nie jestem jak deweloper czy osoba sprzedająca nieruchomość i znikająca z tego miejsca. Ja tu zostaję i będę z tymi nowymi ludźmi żył po sąsiedzku. To jest dopiero wyzwanie na resztę życia. Ale jeszcze mam z miesiąc czasu na rozmyślenia o tym.
A tymczasem dom wygląda jak wygląda i jeszcze troszkę pracy wymaga.