Trzy lata temu zakochałem się. Wprawdzie na tę miłość czekałem ponad 20 lat, ale i tak mnie zaskoczyła. Szukałem przez wiele miesięcy, nie do końca wiedząc czego szukam. Tak to już jest, gdy staramy się o coś pierwszy raz w życiu. Gdy brak nam doświadczenia. Gdy nawet nie wiemy co nam się bardziej podoba. Czy zgrabna sylwetka, czy zaufanie i pewność. Może charakter. A może tak zwyczajnie po ludzku chęć zaszpanowania i pokazania się światu. Zwłaszcza, gdy ma się już ponad 40 wiosen, inaczej patrzymy na pewne sprawy. Co innego nas kręci.
Dziś nie powiem Wam dlaczego pewnego słonecznego dnia, moje „cztery litery” usadowiły się na pewnej TDM-ce i tak już pozostały. Dlaczego Yamaha TDM z silnikiem 900 stała się moją wybranką. Tym bardziej, że nie była ani szczególnie młoda (rocznik 2005), ani tania (nie napiszę ile, bo żona może przeczytać). Nie była też wymarzonym czoperkiem z niklowanymi rurkami i frędzelkami na kufrach. Ale po prostu to było to co urzekło mnie od pierwszego widzenia, a raczej siedzenia.
I tak przez ostatnie 3 lata szczęśliwie, bez jakiejkolwiek awarii w trasie, przemierzyliśmy razem kawał Polski i wiele krajów Europy. Dbałem o nią, a ona mnie woziła. A, że pasja ta mnie pochłonęła, to co roku ponad 10 000 km przybywało na liczniku. Dziś gdy ma przejechane 83 000 km doszedłem do bolesnego dla mnie wniosku: czas zdradzić naszą miłość. A może przeciwnie, właśnie dlatego zadbać o nią i pozwolić, aby dalsze lata korzystał z niej ktoś kto nie będzie, aż tak dużo ją eksploatował. Ktoś, kto może potrzebuje ją na dojazd do pracy, bo jest zwrotna, wąska i ekonomiczna. A może ktoś, kto nie ma, aż tyle czasu na dalekie wypady. Nie wiem czy dobrze robię (a coś czuję, że będę żałował) ale decyzję podjąłem: SZUKAM KUPCA.
Kupca na Yamaszkę TDM – wyjątkowo uniwersalny motocykl. Taki, którym bez problemu przeciśniesz się w miejskich korkach. Którym pojedziesz kilkaset kilometrów i nie będzie problemu z kręgosłupem (wiem o czym mówię). Który na gorsze drogi też się nie obrazi. Motocykl, który nawet w górach spala nie więcej jak 4,2 l. Którego hamulce zaczerpnięto z modelu sportowego, a przewody dodatkowo zostały wzmocnione stalowym oplotem (wysokiej jakości HEL). Motocykl, po którym widać, że wszyscy właściciele naprawdę o niego dbali. Nie oszukany, z przekręconym licznikiem, czy lewymi dokumentami. Nie od handlarza, tylko ode mnie – zwykłego motocyklisty, który z racji swego wieku nie szalał na nim , nie zrywał się z piskiem opon, nie krążył po torach wyścigowych. Nie znam się na motocyklach, więc wszystko było na bieżąco robione w fachowym warsztacie i są dokumenty. Bez zbędnego oszczędzania na jakości materiałów. Stąd od wiosny ma najmocniejszy łańcuch z nowym napędem. Nowe klocki i nowy akumulator. Dlatego w tym roku 2 razy wymieniony olej, bo obawiałem się o to co z nim zrobiło 1800 km jazdy w temperaturze ponad 40 stopni C. Lepiej było nie ryzykować. Zresztą w ostatnich 2 latach wszystkie płyny były wymienione, łącznie z olejem w „lagach” i ich uszczelniaczami.
Nie mówię, że jest to motocykl jak nowy, bo widać na nim ślady używania i nawet mojej wywrotki. Ale jest to szczęśliwy egzemplarz, który na pewno nie zawiedzie nowego właściciela. Właściciela, który mam nadzieję, będzie o niego dbał nie gorzej niż ja. Dlatego jak jesteś handlarzem, to nawet do mnie nie dzwoń.
Jeżeli szukasz motocykla w dobrym stanie technicznym i jesteś w stanie docenić to zapraszam.
Marnie się czuję żyjąc z zamiarem oddania „Tereski” w obce ręce. Ale cóż czasem trzeba podejmować męskie decyzje. Zostaną mi jednak zdjęcia i wspomnienia.