Od dziecka uczestniczyłem w różnych pracach budowlanych. Widziałem jak powstaje mój dom rodzinny. Rósł razem ze mną. Aż od pewnego momentu musiałem uczestniczyć w jego przebudowywaniu, udoskonalaniu i remontowaniu. Przy budowie się wychowałem, więc jako piętnastolatek, nie mając lepszego pomysłu na życie, poszedłem do tyskiego Technikum Budowlanego. Tam dotychczasowa praktykę podbudowałem teorią. Jednakże wojsko i Anioł Stróż ukierunkowali mnie nie na budowlańca, tylko na nauczyciela.
Ale nawet nauczyciel gdzieś mieszkać musi, więc nie mając innych możliwości, zabrałem się w wieku 29 lat za budowę własnego domu. Przez cały rok wspierała mnie w tym żona, pozostałe 9 lat ją przerosły. Na szczęście był mój ojciec, który cały czas był moim wsparciem i mentorem. Systemem gospodarczym, w miarę dochodów nauczycielskich, najczęściej w wakacje, mozlolnie powstał pierwszy dom, w którym mieszkam. Wiele się nauczyłem.
Gdy ojca zabrakło, już sam wybudowałem budynek gospodarczy.
Potem zaczęło się udoskonalanie i remontowanie – jak to zwykle, gdy się jest właścicielem posesji.
Następny dom, jaki budowałem, to dom od teściów, a w zasadzie mojej wtedy jeszcze żony. Tu już mogłem wykazać się swoim wykształceniem i doświadczeniem. Dom był w stanie surowym opłakanym, więc i praca nie była łatwa. Niektóre firmy proszone o pomoc, nawet nie chciały przyjąć zlecenia. Tym bardziej dawała satysfakcję i przekonanie, że każdy problem można jakoś rozwiązać.
Potem miałem jeszcze okazję bawić się w remonty u mojej siostry, u znajomych. Malowanie, kafelkowanie, instalacje – co było trzeba. No i odkryłem, że daje mi to ogromną satysfakcję. Że jest doskonałą odskocznią od szkolnych kłopotów. Fajnie jest móc codziennie, od razu, cieszyć się efektami swojej pracy.
Kolejny etap mojego budowlanego życia to samodzielna budowa całego kolejnego domu. Pierwszy, moja była żona dążyła usilnie, aby sprzedać. Drugi miał być już tylko mój i mojego syna. Jak przebiegała budowa możecie przeczytać w odrębnym dziale tego bloga. Powiem tylko, że to kolejny fajny okres mojego życia. Bozia dała zdrowie. Bank i rodzina pieniążki. Syn wsparcie i motywację. I tak 85 % domu wybudowałem własnymi rękami. Od ław fundamentowych, aż po malowanie i meblowanie.
Dziś, w 2024 roku, mogę powiedzieć, że powoli kończę bycie nauczycielem techniki i informatyki. Kolejne reformy, rodzice i władze oświatowe, skutecznie zniechęciły mnie do tej pracy. I dlatego coraz chętniej myślę o budowlance.
Tak jak kiedyś nauczycielstwo mnie bawiło, tak teraz radochę mam, gdy coś komuś pomaluję. Im bardziej skomplikowany remoncik, tym więcej satysfakcji. Jak długo to potrwa? – nie wiem. Ale czasem podzielę się tu moimi doświadczeniami.
W końcu ten blog to taka moja kronika na stare lata…