Płynie czas i rodzi wspomnienia…

Nie dawno pewne spotkanie z cyklu „po latach”, otworzyło we mnie nowe spojrzenie na siebie. Nową perspektywę. Lata płyną i człowiek staje się chodzącym muzeum. Oczywiście wizualnie, ale też i wewnętrznie. Dopóki alzheimer mnie nie zresetuje, jestem przenośną pamięcią, która ma w sobie zapisane tysiące kart mojej historii. To akurat nie ważne, ale mam też w sobie zapisanych tysiące wydarzeń, w których brało udział wielu innych ludzi. Jako nauczyciel, czasem trener IT,  od dziesiątek lat obcuję z dziećmi, młodzieżą, dorosłymi. Wspólnie tworzymy historie i gdy mamy okazję wspominamy. Póki żyjemy. Czytaj dalej Płynie czas i rodzi wspomnienia…

„Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” Ksiądz Jan Twardowski

Wiem, że to co dziś mnie meczy nie jest tematem na blog. Ale ten blog powstał właśnie tylko dlatego, że czasem coś tak mnie dotyka, że nie potrafię tego stłamsić w sobie. Tu mogę czasem upuścić pary. Pisze też aby zapamiętać to co czasem przeżywałem w moim życiu, jakie miałem myśli. Więc wybaczcie.

Dziś jestem załamany, bo nie zdążyłem. Bo ciągle gonię za materialnymi sprawami, realizuje się na budowie, w szkole. Podróżuję. Bo zawsze wydawało mi się, że zdążę… I tak półtora roku wybierałem się do Jurka i nie zdążyłem. Musiał odejść do krainy tych, którzy ukończyli życiowy bieg, wygrali zawody, abym zwyczajnie za nim zatęsknił. Abym odczuł żal i wstyd, że tak dawno go nie widziałem. I już nie zobaczę.

Czytaj dalej „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” Ksiądz Jan Twardowski

Boże mój! Za coś mnie tak pokarał?

Boże mój! Za coś mnie tak pokarał? Czemuś na mój jeden żywot zawodowy zesłał tyle przekleństw?

A działo się to tak… Skuszony fałszywymi, jak się później okazało, obietnicami pasjonującej pracy i szybszej emerytury,  zostałem nauczycielem. Zlekceważyłem wtedy fakt, że moi koledzy handlując odzieżą na straganie, zarabiali znacznie więcej niż ja. Pomyślałem, to musi się kiedyś zmienić, a kasa to nie najważniejsza rzecz na świecie. Szybko odkryłem, że satysfakcja i poczucie pewnej misji do wykonania, więcej znaczy niż pieniądze. System utwierdzał mnie w tym, poklepując po ramieniu, podczas wręczania kolejnych dyplomów i gratulacji. Uczniowie dobrym słowem. Absolwenci rzewnym wspomnieniem. Wsiąkłem w szkolnictwo bez reszty.

Czytaj dalej Boże mój! Za coś mnie tak pokarał?

Przepraszam, ale będę strajkował. :(

Szkoła to mój drugi dom. Jestem pracoholikiem, który o pracy myśli cały czas i pracuje nie tylko w szkole, ale również w domu. Nie raz moje domowe narzędzia, moje pieniądze i wiele prywatnych materiałów wspierały działania w szkole. Mam stanowisko pracy też w domu, w które zainwestowałem własne pieniądze i którego utrzymanie sam pokrywam. Moim dzieciom osobistym, szkolne dzieci czasem wydają się, być nawet ważniejsze niż one. Szkole i uczniom oddałem wiele z mojego życia. Dziś przepraszam za mą decyzję, ale BĘDĘ STRAJKOWAŁ.

Czytaj dalej Przepraszam, ale będę strajkował. 🙁

Ludzie! Ale dostałem nagrodę!

Jak co roku zbliża się Dzień Nauczyciela. Czasem belfer dostaje wtedy jakąś nagrodę. Często czytam w prasie, jakież to nagrody dostali znajomi zza szkolnego biurka. W tym roku też tak jest. Więc gratuluje mojemu Dyrektorowi Nagrody Ministra, moim koleżankom medali i nagród prezydenta.  A wczoraj i ja odebrałem nagrodę. Dała mi tyle radości i energii, że nawet ta obiecana przez dyrekcję tego nie przebije. Postawiono mi dwa piwa i dorzucono do tego garść wspomnień w pakiecie. Czytaj dalej Ludzie! Ale dostałem nagrodę!

Code Week 2016

Tego mi było trzeba! Prawie 15 miesięcy minęło od czasu, gdy ostatnio coś fajnego udało mi się zorganizować z gimnazjalistami. Cóż urlop. Potem bolesny powrót do ciasnych ram wyznaczonych przez rygor planowanych lekcji, kółek, konferencji itd. Do tego ponad 100 komputerów, za które nie wiem czemu, ale jestem odpowiedzialny jak konserwator.

Czytaj dalej Code Week 2016

Dzień Nauczyciela 2016

Święto dziś podobno mam, więc wstałem sobie za późno, aby zdążyć do pracy na oficjalną imprezkę w gronie równie radośnie świętujących. Wbiegłem na salę i zająłem pierwsze wolne miejsce. Jak się później zorientowałem bardziej administracyjne niż nauczycielskie (jak łatwo się dzielimy na imprezach jednoczących wszystkich). Tu przy ciastku siedząc (bo kawy nie piję, a to co bym chciał to nie wolno) z braku szerszej liczby znajomych do pogadania w nowym moim miejscu pracy – rozmyślam.

Słucham przemowy Pani Dyrektor i smutnych głosów koleżanek. Nad wszystkimi unosi się, podobno optymistyczny, duch przyszłej reformy, czytaj: likwidacji tej szkoły. Likwidacji szkoły, którą już kiedyś jako jedną ze słabszych szkół w mieście nasz zacny magistrat próbował zlikwidować. Wtedy się obronili, napędzani siłą rodziców uczniów. Dziś, gdy szkoła jest jedną z najlepszych szkół w mieście, widzę wokół siebie nic tylko rozgoryczenie i poczucie zmarnowanych lat. Ktoś coś wspomina o związkach zawodowych. A mnie nachodzi dziadkowa refleksja: „Jak bida to do żyda, a jak po bidzie to całuj mnie w … żydzie”. Jakie związki zawodowe? Skoro większość nauczycieli do nich nie należy, a i ci co należą to figuranci niezdolni do walki o swoje. Przepracowałem 22 lata w szkole bez strajku, a protesty odbywały się w soboty. Wielokrotnie my nauczyciele udowodniliśmy jak słabych mamy reprezentantów, bo ich nigdy nie poparliśmy gromadnie. Jak już coś się organizowało to zwykle albo jeden związek albo drugi. Taka nasza jedność oświatowa. Jesteśmy stadem owieczek, które ślepo wierzą, że mają misję do spełnienia. Czyli dać się wydoić i wygolić.

Lata tresury pod biczem kolejnych wizytatorów, ankiet i egzaminów, odebrały nam zdolność samodzielnego myślenia i sprzeciwu wobec wszelkim głupot jakie nas otaczają. Godzimy się na darmowe zajęcia prowadzone i nadzorowane jak lekcje. Godzimy się na permanentny nadzór i zalewanie nas dodatkowymi zadaniami przez przełożonych, nawet w niedzielę. Na spotkania z rodzicami późnym wieczorem. Coraz mniej jesteśmy dla uczniów, coraz więcej dla dokumentacji i tabelek. Sterują nami domorośli wizjonerzy z różnych fundacji, nakazując pisanie, a to planów wynikowych, a to celi lekcji. Bez tego jesteśmy ponoć złymi nauczycielami.

Już nie nauczyciele, a urzędnicy. Niesiemy kaganek oświaty ucząc dzieci ludzi, którzy często mają o nas jak najgorsze zdanie. Wystarczy poczytać fora dyskusyjne rodziców czy absolwentów. Każdy może nam nabluzgać. A my co? My mamy misję… Zabiera nam się przywilej wcześniejszej emerytury, a my nic – mamy misję, którą stetryczali będziemy realizować do resztek naszych nerwów. Potem może Bozia się zlituje i szybko nas zabierze. Zabierze abyśmy nie musieli żyć na marnej emeryturze. Likwidują nam szkoły, a my zakładamy czarne opaski. Lekarze strajkują i zostawiają chorych, a my mamy misję. Górnicy palą opony, kruszą bruk i mają premie od start jakie przynoszą kopalnie – a my mamy misje. Moi koledzy, z którymi uczyłem się w podstawówce, obecnie mają emerytury większe niż ja kiedykolwiek dostanę. Ja jeszcze przez 20 lat będę miał misję. Takie to głupie myśli zaprzątały mi 1,5 godziny mojego życia.

Wyrwało mnie dopiero przypomnienie, że za chwilę mamy pasowanie klas pierwszych na uczniów. No i że mam wychowawstwo, więc będę mógł świętować pracując z moimi wychowankami. Przecież społeczeństwo też pracuje, a nauczyciele i tak stale mają wolne. Nic to. A nawet fajnie, bo przestałem myśleć o buntowaniu się wobec realiów szkolnych i spokojnie, jak baranek, podreptałem na salę gimnastyczną…

Wycieczka klasowa

Wielu już wie, a Ty być może dowiesz się teraz, że w tym roku zostałem wychowawcą klasy 1e w Gimnazjum nr 4 w Tychach. Z dawnych lat pozostało mi przeświadczenie, że taka funkcja to nie tylko mnóstwo dodatkowych obowiązków i nadmiar biurokracji, ale też możliwość realizacji fajnych pomysłów z zaprzyjaźnionymi uczniami. No i tu pojawił się problem. Jak poznać klasę mając w niej 30 uczniów i 90 minut w tygodniu wspólnego przebywania. Czyli 3 minuty na ucznia. Jedynym rozwiązaniem – wycieczka. No więc pochodziłem, podzwoniłem, poprosiłem i zorganizowałem co trzeba, aby móc pojechać z klasą na dwa dni w góry.

Czytaj dalej Wycieczka klasowa