Aby słowo znaczyło słowo

słowa

Wizjoner Orwell pewnie nie zdawał sobie sprawy jak prorocze myśli zawarł w swoich książkach, Dziś żyjemy w jego świecie nowomowy, w którym mówi się dużo, ale słowa nie mają znaczenia albo znaczą zupełnie coś innego niż by się wydawało. Czasem zmusza mnie to do pomyślenia czy to ja jestem nienormalny czy to ten świat jest dziwny.  Im mam więcej lat, tym częściej zastanawiam się nad znaczeniem ważnych dla mnie słów. Prostych, oczywistych słów. Czytaj dalej Aby słowo znaczyło słowo

Spotkałem człowieka

Nieprzewidywalnymi drogami prowadzi nas Bóg po ziemi (dla niewierzących to pewnie LOS). Niezwykłych ludzi stawia nam na drodze. Czasem rzekłbyś przypadek. Ale czy na pewno?

Mamy październik – miesiąc różańcowy w kościele katolickim. Dawno minął czas, gdy regularnie chodziłem na te nabożeństwa. Wprawdzie pierwszy różaniec dostałem na komunię, ale rzadko pamiętałem aby go zabrać. Zaginął. Minęły lata. Kolejny dostałem od znajomej, jako pamiątka z Ziemi Świętej. A może… abym się poprawił? Hmm. Mam go w domu. Jednak nadal jak już się modliłem to raczej na palcach niż na różańcu. W tym roku, jak część z Was wie, pojechałem motocyklem w podróż po najsławniejszych sanktuariach, aż do Fatimy. Wiele różańców widziałem po drodze. W rękach modlących się ludzi, na lusterkach samochodów, na straganach (tych najwięcej). Kupiłem nawet parę. Nie dla siebie, tylko dla ludzi mi bliskich. Taka pamiątka, jak ta co jest w moim domu. A może coś więcej? Może nie tylko symbol. Nie tylko szkiełka czy drewienka. Może szansę na lepsze, spokojniejsze życie…

Kończąc podróż do Fatimy dostałem swój trzeci w życiu różaniec. Kamyczki połączone sznurkiem. Wymodlone nie jeden raz. Przywiózł je z Medziugorie mój kolega Zygmunt. Modlił się na nich przez całą szczęśliwą podróż do Fatimy i na koniec dał mnie. Wzruszyłem się. Bo wierzę, że dał mi kamyczki prowadzące człowieka w modlitwie do Matki Bożej. Prowadzą też do wnętrza siebie, dając człowiekowi czas, gdy nie goni za codziennymi troskami. Czas modlitwy, skupienia i czas na przemyślenia. To ostatnie może nie zbyt poprawne, ale ile razy myśli mi odjechały podczas tej modlitwy. Przemyślenia i później powrót do kolejnego kamyczka – kolejnej „zdrowaśki”. Tak sobie myślę, że wielu psychoterapeutów miałoby znacznie mniej klientów, gdyby ludzie potrafili wykorzystać tę moc kilku koralików połączonych sznurkiem.

Dziś. Dziś mój syn ma swoje święto. Będzie przyjęcie, ale też msza święta, więc wypadło mi trafić do spowiedzi. Taki grzesznik jak ja przeżywa to zawsze bardzo głęboko. Taki katharsis w widzeniu samego siebie i swoich słabości. Już o 6:20 stałem pod konfesjonałem. Później, mając prawie godzinę czasu do pracy, postanowiłem zostać na mszy. Spowiedź i msza to, jak mniemam, kolejny tradycyjny sposób radzenia sobie bez terapeutów.

Msza szybko minęła, więc idę sobie do samochodu. Łapie mnie jakiś młody człowiek i prosi o podwiezienie. Czemu nie? Zawożę go na dworzec. Drogą zagaduje mnie o wiarę i namawia do obejrzenia jakiegoś filmu. Dziwny człowiek jak na nasze czasy. Zaczynam się denerwować, że jakiegoś „świadka Je” wpuściłem do samochodu. Ale nie! Okazuje się, że razem byliśmy na mszy. Jedziemy 5 minut i dowiaduję się o jego pielgrzymce do Medziugorie i o tym, że bardzo się zmienił znajdując swoją drogę życiową. Że pomógł mu w tym różaniec. I dlatego kupił tam różańce. Tyle na ile było go stać i rozdaje ludziom. Dał i mnie. Okazuje się, że jakiś inny, bo składający się z 13 części do modlenia się za dusze w Czyśćcu cierpiące. Chyba najbardziej niezwykły i nieoczekiwany. Mój czwarty w życiu różaniec. Prezent od nieznajomego, którego spotkałem całkiem przypadkiem i już pół dnia mam go w głowie. W dzisiejszych czasach, coraz więcej osób nie chce chodzić do kościoła, bo ma zastrzeżenia do księży lub wstydzi się, bo inni mają jakieś zastrzeżenia i głośno to wypowiadają. Wyśmiewają. Bo modne staje się bycie człowiekiem nowoczesnym, wyzwolonym, z własnym poglądem na to kim i gdzie ma być Bóg. Modny brak wiary, tak jak wegetarianizm czy aerobik.

Dziś trafił mi się radosny gość chwalący się swoją wiarą. Zarażający nią otoczenie. Wielu powie: nawiedzony wariat. Okazał się kimś ważnym na mojej życiowej drodze. Troszkę jak wszyscy Ci którym dawałem różańce i CI od których je dostawałem. Dołączył do nich, chociaż nawet o tym nie wie.

A mogłem zostać w domu, nie spowiadać się, nie modlić i go nie spotkać. Wyspać się. Zobaczyć filmik na YT.  Mogłem później, jak wielu, poszukać sobie psychoterapeuty, który na kolejnych sesjach, podpowiadałby mi jak mam się ze sobą dogadywać w nowoczesny sposób… A mnie poniosło drogą, na której spotkałem niezwykłego człowieka, który dał mi klucz do odrobiny spokoju wewnętrznego. Reszta znów w moich rękach.