Święta, święta i po świetach. Czy jeszcze kiedyś wrócą prawdziwe święta?

Święta straszyły mnie od ponad miesiąca sklepowymi dekoracjami i muzyką „Last Christmas” (nieżyjącego już od tych świąt) Georga Michaela. Napięcie rosło z każdym dniem i każdą chwilą spędzoną w sklepach, w poszukiwaniu wymarzonych prezentów. Chyba najbardziej to ja marzyłem o tych prezentach – aby jak najszybciej mieć ich komplet. Prezent dla każdego dla mnie bardzo ważnego, od kogo i ja spodziewałem się być zaskoczonym prezentem. Rosło z powrotami do domu, gdzie powinien być tradycyjny czas sprzątania – tylko, że czasu brakowało. Więc wiele zostało odłożone na kiedyś… Jeszcze odrobina stresu i nadziei na uspokojenie sumienia podczas spowiedzi i już jest Wigilia.
Piękny dzień. Tradycyjnie czeka na mnie dekoracja domu światełkami i ubranie choinki. W tym roku najpierw musiałem ją wyciąć na ogródku, a później odpowiednio przystosować do mieszkania. Syn mi pomaga. Żona krząta się w kuchni. Tak koło 14:00 atmosfera w domu staje się coraz gorętsza, a napięcie zbliża się do stanu krytycznego.  Wszystkim zaczyna brakować czasu na to co sobie zaplanowali. Cóż, jeszcze tego i tamtego w tym roku nie będzie lub zrobi się kiedyś…
Och jeszcze życzenia świąteczne dla moich znajomych, którzy już od rana bombardują mnie smsami i wiadomościami. Jak oni to robią, że mają czas? W końcu i ja poświęcam trochę czasu na FB i wysyłam:

Znów kolejny rok naszego życia jest za nami.
Wyklejony był dobrymi i czasem złymi chwilami.
Nadchodzą już święta i mus zebrać się w sobie,
Sklecić jakieś fajne życzenia, tak słowo po słowie.
A chciałbym dzisiaj Wam napisać coś nowego,
Szczerego, takiego głębokiego, nietuzinkowego.
By Was rozweselić, no i serca Wam wzruszyć.
Siedzę, piszę i kasuję, no i nie mogę z tym ruszyć.
Przecież, Drodzy moi, nawet i bez pisania wiecie,
Że życzę Wam tego co jest najlepsze na świecie.
Że chciałbym byście mieli święta takie zajebiste.
No i szampański Sylwester – to też jest oczywiste.
Hmm. Chyba nic nowego, fajnego nie wymyślę.
Klęknę, pomodlę się i może Dzieciątko Wam przyślę.
Ono chociaż już ponad 2000 lat temu zrodzone,
W niesieniu nam dobra jest przecież niestrudzone,
Wierzę, że ono wie najlepiej co kto potrzebuje,
No i takimi często ścieżkami wszystkich kieruje,
Byśmy dostali to czego nam brakuje, co wymarzone.
Co dla nas dobre – nawet gdy jest nieuświadomione.
Dajcie więc mu szansę, zaufajcie Bożej Dziecinie!
Mając wiarę, nadzieję i miłość, szczęście nie ominie.
Czego z serca Wam życzy: Janusz

Dobrze, że w nocy nie umiałem zasnąć i większość tekstu już przygotowałem. Teraz już byłoby kiepsko bez tego.
W końcu kolacja wigilijna ląduje na stole niczym świąteczna gwiazdka na syryjskim polu minowym. Wokół my zdyszani, zdenerwowani, napięci. Już przed godziną padły słowa, które ciężko teraz zamienić na serdeczności, ale każdy się stara. W końcu taka tradycja, więc trzeba. Potem prezenty – „Ach jakie wspaniałe”, „Och, jakie miłe zaskoczenie”. Dalej kolędy i powoli popadamy w błogie świętowanie, czytaj: nic nierobienie. No nie tak całkiem nic. W końcu tyle jedzenia do domu się naznosiło, ze trzeba to zjeść. Cóż tam tych kilka kilogramów, które już za kilkanaście godzin zacznie mi przeszkadzać i psuć samopoczucie. Mamy święta!

Kiedy już nieco odsapnąłem od tego jakże świątecznego czasu, dopadła mnie dziecięca refleksja, a raczej wspomnienia sprzed wielu lat.
Czasu, gdy sklepy świeciły pustkami, a zdobytą pomarańczę wiele dni oglądałem i czekałem na wigilię, aby ją otworzyć.
Czasu, gdy rodzice pracowali po 8 godzin, potem wracali autobusem do domu, zaliczając po drodze różne kolejki, a mimo to było spokojnie.
Czasu, gdy cały dom był pachnący i wysprzątany wzorowo, mimo, iż nie znano tylu magicznych specyfików, a szczytem był zdobyty Ludwik czy Polena.
Czasu, gdy listonosz przynosił kartki z życzeniami pisanymi od ludzi, o których się pamiętało mimo, iż nie byli zapisani w elektronicznej bazie.
Czasu, gdy czułem, że na świecie dzieje się coś niezwykłego, a Boże Dzieciątko jest wśród nas. Gdy z wypiekami czekałem na wizytę księdza w naszym domu.

Czyż wtedy byłem, aż tak zaślepiony, że nie widziałem owego napięcia związanego z przygotowaniami? Czy może jednak nasi dziadkowie i rodzice byli innymi ludźmi.
Czyż my nie sprzedaliśmy świąt za kolorowy szał zakupów i obrazki w telewizji. Za egoistyczną potrzebę tzw. odpoczynku. Mam wrażenie, że poszliśmy na łatwiznę.

Powiedzcie sami: czy aby dziś w domach choinka nie jest tylko niepotrzebnym gadżetem, możliwym do zastąpienia stroikiem czy pojedynczą bombką. Czy aby opłatek nie kupiliście razem z rybą, serem i różnymi butelkami w supermarkecie? Ilu chciałoby te święta spędzić daleko od domu?  Ile życzeń popłynęło z prawdziwego serca? Ilu ludziom ksiądz kojarzy się z poborcą podatkowym lub agresorem napadającym na świąteczny spokój domowy? Kto wierzy jeszcze, że Bóg jest z nami?  Hmm. Tu sam się musze zastanowić, bo na jego miejscu nie wiem czy chciałbym z nami być.

Co kiedyś nasze dzieci będą wspominać kiedy popadną w poświąteczną prawiedepresje, tak jak ja dziś?
Czy w ogóle za 30 lat będą w ich świadomości jakiekolwiek święta?
Po co?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.