Boże mój! Za coś mnie tak pokarał?

Boże mój! Za coś mnie tak pokarał? Czemuś na mój jeden żywot zawodowy zesłał tyle przekleństw?

A działo się to tak… Skuszony fałszywymi, jak się później okazało, obietnicami pasjonującej pracy i szybszej emerytury,  zostałem nauczycielem. Zlekceważyłem wtedy fakt, że moi koledzy handlując odzieżą na straganie, zarabiali znacznie więcej niż ja. Pomyślałem, to musi się kiedyś zmienić, a kasa to nie najważniejsza rzecz na świecie. Szybko odkryłem, że satysfakcja i poczucie pewnej misji do wykonania, więcej znaczy niż pieniądze. System utwierdzał mnie w tym, poklepując po ramieniu, podczas wręczania kolejnych dyplomów i gratulacji. Uczniowie dobrym słowem. Absolwenci rzewnym wspomnieniem. Wsiąkłem w szkolnictwo bez reszty.

Uczyłem techniki realizując zagadnienia z elektroniki, zajęcia kulinarne, pracując w drewnie czy metalu. Nie było strachu, że ktoś źle użyje narzędzia i wszyscy się na mnie rzucą. Pierwsze komputery do szkoły wnosiłem na własnych plecach, aby móc zacząć uczyć informatyki. Co niedziele, gdy tylko pogoda pozwoliła, była rowerowa wycieczka z zaprzyjaźnionymi uczniami z mojego radiowęzła. Nie było wymogu setek zgód i dokumentacji oddanej tydzień wcześniej. Chciało się żyć, chciało pracować. Rozkład materiału raz napisany działał przez 5 lat z niewielkimi poprawkami . Pracowałem na 2 etatach, aby było mnie stać na zakupy w butikach moich kolegów biznesmenów.

W 1999 reforma Handkiego zatrząsała moim światem. Wpadłem w nowy twór – gimnazjum. Trzeba było szybko uczyć się jak radzić sobie w nowych warunkach. Pęczniały kolejne teczki awansu. Doskonaliłem się na kolejnych studiach (w sumie 12 lat studiowania – widać tępota ze mnie). Przez wiele godzin szkoleń, różni wizjonerzy nie raz wmawiali mi, że nie wiele potrafię i jestem zacofany. Zacofany bo nowoczesność to plany wynikowe, nowoczesność to ocenianie kształtujące, nowoczesność to TIK i programowanie, itd. Mówili mi, że powinienem być w szkole psychologiem, psychiatrą, pedagogiem, pielęgniarką od zastrzyków, w ogóle lepszym nauczycielem. No to uczyłem się dalej. Nie wiem czy to wypalenie zawodowe czy obiektywny fakt, ale bycie nauczycielem bledło i stawało się co raz bardziej uciążliwe. Traciło też na poważaniu. W końcu sprzedawcy w sklepach moich kolegów zarabiali mniej więcej tyle co ja.

Kolejne rządy okradały mnie. A to z prawa do obiecanej wcześniejszej emerytury, z oszczędności na emerytalnym filarze, prawa do płacy za zrealizowane godziny…  Ostatnio reforma Zalewskiej to znów kolejne „trzęsienie ziemi”. Efekty jak zwykle u nas – lepiej nie komentować. Przez kolejne lata znów będę się uczył  jak zminimalizować straty. Wszyscy będziemy lizać rany.

Niezauważalnie przyszły czasy, gdy niemal każdy jest przeświadczony, że jest mądrzejszy ode mnie. Prawo oświatowe go w tym utwierdza. Każdy, w wyniku owocnego aktu płciowego, nie tylko zyskuje możliwość oceniania mojej pracy, ale rości sobie prawo decydować co i jak mam robić, aby dobrze uczyć jego dziecko. Czy mam zadawać zadania domowe, ile i co mam dyktować do zeszytów itd. Jak się coś nie spodoba, to skarga do przełożonych, a czasem i  nalot kuratoryjnych wizytatorów. Przyszły czasy, że już nie tylko rodzice bluzgają człowiekowi w twarz, ale i uczniowie. Bezkarni, bo nawet sąd rodzinny nie jest w stanie ukarać rozwydrzone dziecko, obstawione przeróżnymi zaświadczeniami. Rodzice, często sami bezstresowo wychowywani w latach dziewięćdziesiątych, dziś wyrażają swój brak szacunku i uczą tego kolejne pokolenie. Powstają profile społecznościowe skierowane przeciwko mojemu zawodowi. Rośnie pokolenie roszczeniowe, żądające wyników bez wysiłku, przeświadczone o swej doskonałości. Co ich czeka w dalszym życiu? Mam nadzieję, że nie tylko depresja. Że nie tylko rozwody i samotność.  Kto z nimi wytrzyma?

A my nauczyciele generalnie znosimy wszystko. Nasze protesty to sobotnie wycieczki do Warszawy lub czarne wstążeczki w butonierce. Wolę naszą pęta powołanie do zawodu, kultura i odpowiedzialność. Może i poczucie wstydu. W końcu to myśmy uczyli i wychowywali dzisiejszych rodziców, posłów, ministrów. Do tego trzeba przyznać, że grupa nasza daleka jest od jedności w walce o swoje. Mamy związki zawodowe, ale kogo one reprezentują? Garstkę nauczycieli, którzy do nich należą? Większość nauczycieli nie popiera żadnego związku zawodowego i do żadnego nie należy. To skąd ma się brać siła takich związków? Gdyby chociaż przywódcy potrafili pokazać nam wspólny front, ale nie. Ideologia i politykierstwo wygrywa. Zawsze związek zawodowy, który jest bliższy rządzącym jest faworyzowany, odpuszcza walkę i daje du.. Dziś, kiedy po raz pierwszy nauczyciele są tak zjednoczeni i zdeterminowani widzę jak moja „Solidarność” pęka. Wstyd mi. Chyba czas pożegnać się z tą legitymacją. Nie ma u mnie szacunku dla łamistrajków i tych na szczytach związków, i tych w salach lekcyjnych. Boże, daj moim koleżankom i kolegom instynkt samozachowawczy. Czekam na to już 25 lat.

Rozumiem co znaczy kompromis i ustępstwa. Nawet byłbym w stanie popilnować tych dzieciaków w czasie egzaminu, w zamian za gwarancje spełnienia tego co już rząd zaproponował. Czekając na konkrety finansowe lub dalszy strajk po egzaminach. Ale nie ma u mnie zgody na sprzedanie takiej szansy walki o realną poprawę sytuacji za marne 10% podwyżki. Nie ma zgody na ustępstwa przed groźbami władz czy podburzaniem rodziców i dzieci przeciwko nauczycielom. Wiem, że pieniądze nie zmienią wszystkiego, ale przynajmniej będą początkiem powrotu prestiżu tego zawodu.

Przede mną jeszcze kilkanaście lat pracy. Czasem cudownej, a czasem obarczonej przekleństwem „bodajbyś cudze dzieci uczył”.  Na domiar złego to nie koniec przekleństw, bowiem przyszło mi wpaść i w drugie: „obyś żył w ciekawych czasach”.  Dobrze, że czasem nie słyszę czego mi życzą moi podopieczni i ich rodzice, bo czytając różne wypowiedzi internautów o nauczycielach, nie sądzę aby było to coś mniej złośliwego. Przetrwałem już tyle to i to przetrwam. Podobno „to co nas  nie zniszczy, to nas wzmocni”. Mam nadzieję, że nie zniszczy…

 

Jedna odpowiedź do “Boże mój! Za coś mnie tak pokarał?”

  1. Nie raz słyszymy odarci ze złudzeń ,, A bodajbyś uczył dzieci cudze” Czym w takim razie jest trud Pedagoga ? Jest bardzo głośnym westchnieniem do Boga . Spraw Panie by nareszcie stało się to jasne, że cudze dzieci uczę tak jak własne …. Dziękuję za super podsumowanie Pana i mojej pracy. Po 34 latach mam takie same odczucia – niestety. Pozdrawiam – damy radę. Jak nie my to kto ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.